Turystyczne refleksje o Zakopanem
Zakopane.
Miasto, które liczy sobie 23 tysiące
mieszkańców, a w ciągu roku przyjmuje ponad milion turystów. To oznacza, że statystycznie
w ciągu 40 lat odwiedza Zakopane prawie cała Polska. Teoretycznie można więc
założyć, że każdy dorosły Polak po czterdziestce był w Zakopanem choć jeden raz
w życiu. Niektórzy jadą do Zakopanego, inni w góry. I jedni i drudzy skorzystają
z bazy noclegowej miasta, i jedni i drudzy
przewędrują zapewne przez Krupówki.
Dziesięć tysięcy wystarczy
Krupówki.
Główny deptak Zakopanego, jego ścisłe centrum. Wielbiciele gór powiedzą, że to
najbardziej skomercjalizowane miejsce w całych Tatrach. Z tym twierdzeniem
będziemy polemizować, ale to później.
Na
Krupówkach zjesz, wypijesz, zobaczysz
wszystko, kupisz to, czego ci potrzeba i to, czego ci nie potrzeba i o
czego istnieniu nawet nie wiedziałeś ( jak na przykład skacząca do góry,
świecąca się na różne kolory piłeczka). Raj dla dzieci, utrapienie dla rodziców
i wychowawców kolonii. Wiecznie zatłoczone.
Kupisz
tu naturalnie też pamiątki. W niezbyt rozsądnych cenach. Ale któż odmówiłby
sobie uroczego magnesu na lodówkę lub ślicznie zdobionego po góralsku kubeczka?
Oglądając takowy na jednym ze stoisk usłyszeliśmy za swoimi plecami męża
mówiącego do żony: „Dziesięć tysięcy w garści i wystarczy, żeby tu przyjechać”.
Góral lubi pieniążki
Nie
da się zaprzeczyć, pieniądze idą w górach jak woda. Dobrze wszyscy wiemy, że
góral pieniążki lubi, a jak się ktoś da oskubać, to chętnie wykorzysta. Dlatego
taksówkarz z miłą chęcią przewiezie turystów bez włączonego taksometru (i zysk
będzie miał podwójny, bo nie dość, że skasuje od nich więcej to jeszcze nie
wyda paragonu). A na większości straganów, które spotkamy w dużej ilości w
atrakcyjnych turystycznie punktach, na próżno przyjdzie nam szukać metek z
ceną. Ta będzie zależeć od widzimisię sprzedawcy. A niezbyt asertywny turysta po
zapytaniu o cenę na pewno towar kupi, już góral będzie znał i zastosuje
odpowiednie strategie sprzedaży bezpośredniej. Ale czy warto uczyć się
przedsiębiorczości od górali? Tu wciąż można polemizować.
Góral – Janusz biznesu
Bo
jednak wielu górali w swojej pogoni za grosikiem zamienia się w Januszy
biznesu. Taka na przykład góralka, wynajmująca prywatne kwatery na poddaszu
swojego domostwa, nie udostępni ci pokoiku, jeśli nie weźmiesz go na co
najmniej sześć nocy. A ty byś wziął na cztery i to już pojutrze. Nic to,
góralce to się nie opłaca. Ona liczy na to, że do jutra jeszcze ktoś zarezerwuje
ten pokoik na sześć. I stoi sobie taki pokoik pusty przez większość dni w
miesiącu.
Albo
sławetny biały misiek z Krupówek, którego futerko nadszarpnięte zębem czasu
zrobiło się już mocno żółtawe, stoi i czeka na cepra, który zrobi sobie z nim
zdjęcie za 50 złotych. Doczeka się czasem jednego czy dwóch dziennie. A gdyby
zamiast 50 złotych brał za takie zdjęcie zwykłą piątkę? Nie jeden by sobie taką
fotkę pstryknął.
Widać góral woli jednak dużo dudków naraz. I zapomina
w tym wszystkim o mądrym polskim powiedzeniu: „ziarnko do ziarnka aż zbierze
się miarka”.
Oddychaj, tylko się nie zaciągaj
Jak
już sobie tropimy góralskie absurdy, to zwróćmy uwagę na ten największy –
opłatę klimatyczną. Duża to ona nie jest – 2 złote od osoby dziennie. I wszystko
byłoby w porządku i nikt by nie narzekał, gdyby nie panujący nad miastem
potężny smog. Właściciele hoteli i pensjonatów zgadzają się z turystami co do
absurdalności tej opłaty, ale nie mają wyjścia. Władze miasta każą, a oni muszą
pobierać. Jednocześnie odpowiedzialność za taki stan rzeczy zrzucają na
samochody turystów. Idąc tym tropem, może opłata klimatyczna powinna zostać
zastąpiona opłatą za psucie klimatu?
Wspinaczki górskie to nie ta komercja,
co Krupówki i Gubałówka
Przez
zwolenników wspinaczek wysokogórskich Krupówki i Gubałówka często odsądzane są
od czci i wiary jako zło najgorsze i czysta komercha. Wspinaczki są z kolei uznawane
za tak bardzo alternatywne i niekonwencjonalne. Niestety, to nie do końca
prawda.
Tatrzańskie
szlaki są co roku zdeptywane przez kilkadziesiąt tysięcy turystów, a
najpopularniejsze z nich – do Morskiego Oka czy na Kasprowy Wierch, mogą być
odwiedzane nawet przez osoby które nie są w stanie się wspinać. Jest to możliwe
dzięki końskim zaprzęgom (temat maltretowania koni pomijamy) i kolejce linowej.
Nie wspominając już o popularności szlaku na Giewont, na którym kamienie są tak
wyślizgane, że nawet w butach trekkingowych można się poślizgnąć. Wielbiciele alternatywy
muszą więc szukać mniej uczęszczanych szlaków (są takie ale nie zdradzimy
które). A na komercjalizację tatrzańskich ścieżek wskazują choćby cenny
wspomnianej kolejki czy koni, które do najniższych nie należą i wszechobecne
przy kasach biletowych budki z pamiątkami.
Czy
można jednak brać ludziom za złe, że korzystają z tatrzańskich i zakopiańskich
uroków? Nie sądzimy. Wprawdzie ten, kto szuka ciszy, zapewne jej tam nie
znajdzie. Jeśli jednak chce się górami zachwycić i nacieszyć, to nawet inni
ludzie mu w tym nie przeszkodzą.
I love Zakopane
Narzekać
na Zakopane można by pewnie jeszcze długo. Każdy kto tam był, przyzna zapewne
jednak, że mimo wszystko kochamy to miasto, i że ma ono w sobie to niewyjaśniane
„coś”, co sprawia, że nas do niego ciągnie.
A Ty co o tym myślisz? Zostaw swój komentarz!
Komentarze
Prześlij komentarz